Ten piekny, rudy kocurek to Simba.
Same nie wierzymy w jego metamorfozę,
a pomyśleć, że rozważaliśmy jego wypuszczenie. Na jego szczęście nie mogłyśmy tego szybko zrobić ponieważ Simba przyjechał do nas chory, obolały, pogryziony, a na domiar wszystkiego, niemiłosiernie wściekły i wydawać się mogło wówczas, że dziki.
Simba się leczył, Simba się goił. Simba łagodniał ale Simba ciągle miał biegunki. Nie można było znaleźć tego przyczyny i nic na to nie pomagało. Pewnego dnia okazało się, że kocurek ma pod skóra śrut – po jego usunięciu biegunki przeszly jak ręka odjął.
Dzisiaj po dawnym Simbie nie ma śladu, no może nie do końca, bo apetyt pozostał mu ten sam. Jest cudownym dużym, młodym jeszcze kocurkiem i fajnie dogaduje się z resztą kociej bandy. Na kolana jeszcze nie wskoczy ale można go z powodzeniem wygłaskać. Pierwszy nas wita. Chyba najbardziej z wszystkich naszych podopiecznych to po Simbie widać wdzięczność za uratowane życie i dobre samopoczucie.